Dziękując za przydrożne kapliczki

Niedawno pojechałam na weekend na rodzinną działkę na Mazury. Jechaliśmy jak zwykle tą samą trasą, mijając znajome miejscowości: Nieporęt, Pułtusk, Przasnysz, Maków, Ostrołękę.

Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas (Dz 17, 27)

Jadąc dobrze znaną drogą co i rusz mijaliśmy kolejne kapliczki i krzyże przydrożne. Miałam mieszane uczucia patrząc na te obiekty kultu, bo różna była ich estetyka. Czasem miałam wrażenie, że to co widzę my  „miastowi” uznajemy za kicz, bo plastikowe figury, sztuczne kwiaty, kolorowe wstążki… W niektórych kapliczkach wisiały podniszczone obrazy, czasem gdzieś zaczął odpadać tynk, a wkoło rozrosły się chwasty. 

Uświadomiłam sobie jednak, że patrząc na te kapliczki przede wszystkim przywołuję w swoich myślach obecność Bożą. Z poziomu mojego miejskiego obycia mogę dostrzegać kicz, zakurzenie, wypłowiałe kolory. A jednak to nie estetyczne wrażenie jest dla mnie najważniejsze. Patrząc na ten zewnętrzny znak pobożności, budzę w sercu wdzięczność, że Bóg jest blisko mnie zawsze. Ile razy taki przydrożny krzyż, kapliczka przypomniały mi o modlitwie w podróży, uspokoiły wzburzone emocje podczas rodzinnych sprzeczek w drodze, otworzyły na natchnienia Duch?

Trzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał (J 3, 30)

Właśnie obchodziliśmy uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Apostołowie i uczniowie wyszli z Wieczernika, by głosić światu Ewangelię. I ja tego głoszenia doświadczyłam tylekroć w moim życiu. Tak różni ludzie karmili mnie Słowem Bożym w Kościele powszechnym, we wspólnocie, w zwyczajnych i niecodziennych sytuacjach. Ile dobra zostało we mnie dzięki ich dobrym słowom i świadectwu życia. Ilu dobrych kapłanów, sióstr zakonnych, przyjaciół, a czasem pozornie przypadkowych ludzi Bóg postawił na mojej drodze, po to by przez nich przemawiać do mnie. Po to, bym usłyszała o Bożej Miłości w sposób bardzo konkretny i dotykający moich potrzeb i zranień.

Patrząc na kapliczki nie zastanawiam się kto był ich sponsorem, kto je zbudował, kto dba o nie na co dzień i od święta. One zwracają moje myśli ku Bogu. Nie ma lepszych czy gorszych sposobów na głoszenie Ewangelii, gdy jest ono głoszeniem z serca i dla Bożej chwały. Dziękuję za tych wszystkich, których świadectwo życia i słowa kształtowało moje życie. Dziękuję też tym wszystkim, których modlitwa niosła i niesie mnie nadal ku Bogu.

Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas (2 Kor 4, 7)

Jak często mamy poczucie własnej słabości, gdy mamy innym świadczyć o Bogu. Próbujemy odpowiadać na pytania, głosić Ewangelię, staramy się żyć dobrze, by być jak sól… Naszą ludzką potrzebą jest widzieć owoce własnych działań w świecie. Chcemy widzieć nawrócenia, powroty i zgodę w rodzinach, chwile zachwytu na modlitwie. A tak naprawdę to nasze życie, nasze dobre słowo jest niczym kapliczka, którą ludzie spotykają przy drodze swojego życia. I tylko jeden Bóg może posłużyć się nami, by docierać z dobrą nowiną na wszystkie krańce ziemi.

My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, (…) położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. (1 Kor 3, 9-10)                                                    

Marta